Naszła mnie ochota na pastę z bobu. Ostatnio bobową pastę miałam okazję kosztować w dniu swojego zamążpójścia. Okazały słoik przywieziony przez M. opróżnił się w mgnieniu oka. Smakowało nie tylko mnie!Nawet mniejszość mięsożerna zajadała się pastą, aż trzęsły im się uszy.
Niestety jedyne na co mogłam sobie pozwolić w okresie zimowym to mrożona paczka bobu. Zawartość jasnozielona, pomarszczona i zmarznięta ma się rozumieć. No ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi , co się ma...Nie ma to jak latem. Soczysty, chrupiący, pachnący,cudownie świeży- ten zawiera sporą ilość białka, węglowodanów, witamin: B1, B2, PP, C i prowitamniny A. Zawiera ponadto: wapń, fosfor, żelazo, magnez i karoten. No i błonnik oczywiście. Samo zdrowie. Nie wiem natomiast jak ma się sprawa z tym mrożonym...byłabym podejrzliwa w tej kwestii.
Składniki:
- paczka mrożonego bobu/w sezonie oczywiście świeżego
- odrobina soli
- odrobina oleju/oliwy z oliwek
- pieprz
- zioła dalmatyńskie
- lubczyk
- czubryca
- pieprz ziołowy
- natka świeżej pietruszki,ulubione świeże ziołaBób wsypujemy na gotującą się wodę. Kiedy zacznie wypływać na powierzchnię gotujemy jeszcze kilka minut aż zmięknie. Studzimy. Ugotowany bób traktujemy widelcem lub blenderem- z tym jest mniej roboty i konsystencja jest bardziej jednolita, niż ta uzyskana widelcem. Dodajemy olej i ulubione przyprawy.
Można podawać posypane
świeżą pietruszką. Ja akurat sypnęłam sporą garstkę nasion
prażonego słonecznika. That's all!
2 komentarze:
OO! Ale czadowe zdjęcia.
Moje się zrobiły takie malutkie!
Oj tam, oj tam! Nie zdjęcia są najważniejsze, a końcowy efekt gotowania.Nie marudzi tam! I weź wrzuć coś na swojego bloga, bo odwiedzam i odwiedzam, a tam na szarlotce stanęło i nie chce iść dalej.No! :-) Chyba,że ciągle tą szarlotką się żywisz, to przepraszam ;-)
Prześlij komentarz